Niezdiagnozowana trwałam do ukończenia 17. roku życia. Nie miałam siły, męczyłam się, bolał mnie brzuch, ale miałam zaparcia a nie biegunki. Trafiłam dzięki pewnej pani dr z Zębu do Krakowa, gdzie ktoś w końcu ustalił, co mi jest. Okazało się, że w ciągu roku stan tak się pogorszył, że ledwo skończyłam szkołę (miałam dużo nieobecności), zdałam maturę, miałam iść na studia. We wrześniu trafiłam do prof. Rydzewskiej, okazało się, że w stanie bardzo ciężkim (operację resekcji jelita przyśpieszono, ropień byl tak duży, że trzeba było operować "już")Udało się, odżyłam. Na rok. Po roku nawrót, potem roczna biologia, znowu rok, później znowu roczna biologia, znowu rok i teraz kolejna roczna biologia.
Oczywiście to taki super express, bo nie ma co się rozwodzić nad tym za długo. Ważne jest, że 1. skończyłam studia, dzienne i zaoczne. 2. Rozwinęłam swoją firmę, pracuję baaardzo dużo. Nigdy, absolutnie nigdy nie zastanawiałam się nad tym "dlaczego ja?"
Oczywiście biegam do kibla, brzuch mnie boli. Jak boli, to wstaję, bo praca. Rozchodzę. Nauczyłam się funkcjonować na hemoglobinie 8-9, żelazo niskie też mi nie straszne. Nie ma się co rozwodzić nad tym, jak z crohnem jest źle. Są dużo gorsze choroby. Nauczyłam się żyć normalnie, tak normlanie, pomimo tego że jestem chora.
Wszystko zaczyna się i kończy w głowie.
Bardzo rzadko myślę o chorobie, nie czytuję o objawach, których nie mam, skutkach ubocznych wszystkich leków. Nie biorę leków poza biologią, może dlatego tak dobrze się czuję.
Zrezygnowałam za to z chemii w jedzeniu. Tam, gdzie mogłam. I stale staram się jadać lepiej.
Jak zrobić, aby nie myśleć? Znaleźć sobie zajęcie. Dużo zajęć

Pozdrawiam z nadzieją, że nie spamuję i że komuś może kiedyś tym pomogę
