Wrócę do tematu "głównego"

Mam nadzieję, że Anulka wyszłaś "do ludzi", że udało Ci się spotkać z tym tajemniczym nieznajomym
O mojej chorobie wiedzą wszyscy znajomi - w zależności od inteligencji wiedzą bardziej szczegółowo, albo "po łebkach".
Z pracą się ułożyło tak, że do obecnej poszłam idealnie w trakcie diagnozowania celiakii, więc na rozmowie wstępnej zapytałam co szef na moje wyjścia do WC, do lekarzy, L4 i inne niedogodności. Usłyszałam, że zdrowie najważniejsze.
I w zasadzie od początku wszyscy - szef i współpracownicy - zaczęli się uczyć jak się postępuje z celiakiem, czym go poczęstować, czego mu nie wciskać i żeby mu wybaczać, że WC czasami jest zajęte dłużej
Długo były wpadki typu: zjedz sam krem, biszkopt możesz zostawić

Długo były lody rożki w waflu (szef "słodka dziurka" - często znosi słodkości do pracy), delicje, czekoladki i cukierki.
Ale przyszedł moment, że na urodziny czy inne okazje biurowe dla mnie zawsze znalazł się jakiś owoc, bezpieczny cukierek, soczek.
I to bardzo miłe było.
Wśród znajomych większość reaguje jak współpracownicy. Na imprezkach znajdują się dania "dla mnie", nikt nie robi wielkich oczu jak przychodzę ze swoim żarciem.
Jedyne, co jest wkurzające, to wspólne wyjścia do knajpki - dlatego bardzo mało chadzamy
Teraz - odkąd przyplątuje się coś jeszcze, staram się od razu wdrażać znajomych, że to taki sobie "dodatek" do celiakii, że może lepsze to niż cukrzyca albo insze zło.
Jedyne, co mnie boli, to wzrok męża - czasami mam ochotę się po prostu poskarżyć, że coś mnie boli, że mam dość. Ale wiem, że ostatnio jest to bardzo często. I boli jak stwierdza, że mam powiedzieć lepiej co mnie NIE boli

Bo ja wiem, że on mnie rozumie, że znosi dietę (i on i dzieci są na półbezglutenowej, bo nie gotuję dla nich osobno), że biega z termoforem, miską, trzyma w ramionach jak mdleję na WC, zbiera z podłogi jak padam, znosi mój specyficzny zapaszek. Ale boli, jak widzę, że czasami ma mojego marudzenia dość...
Za to mama i siostra nadrabiają za niego i każdą moją zmianę nastroju wyczuwają po głosie - mama się zamartwia, siostra zaraz panikuje

A obie mam w zasadzie "na telefon" tylko, bo siostra daleko mieszka, a mama niemobilna...