Pół roku żyłam z myślą, że jestem zdrowa(wcześniej leczyłam się na cu). Szanowany profesor mnie zapewniał... i prawie wywalił z gabinetu, bo nie było nawet o czym gadać. Odstawiłam wszystkie leki.
W zeszłym tygodniu byłam u dr Degowskiej w MSWiA, bo czułam się coraz słabiej - chudłam, brakło mi apetytu i miałam codziennie bóle brzucha. Dostałam skierowanie do szpitala, na diagnostyke... i wtedy się zaczęło:( mam biegunke non stop - dzień zaczynam i kończę w kibelku

biorę Enterol, ale nie działa. Nie wiem kompletnie co mam robić... kiedyś mój poprzedni lekarz zabronił mi brac cokolwiek przeciwbiegunkowego poza Enterolem. Więc co? Dieta - nie jem prawie nic, bo po wszystkim silne skurcze no i kibelek... Macie jakiś pomysł? Mój lekarz rodzinny kompletnie odpada.
Nie chodzę do pracy(na szczęście szefowa wyrozumiała), nie mogę pisac magisterki - bo nie wysiedzę w bibliotece. Nie mam siły zresztą na nic.
Boję się, że do 2 lipca, kiedy idę do szpitala, się wykończę.