Toalety w PKP to dla mnie zawsze wyczynowa próba mojego zmysłu równowagi i celności. Prawdziwy problem to dla mnie SKM, nawet na normalnej trasie z Gdańska do Wejherowa SKM jedzie ponad godzinę, jak dla mnie udręka. Powinny by tam kibelki na zasadzie toi toi, skoro przystanki są za blisko siebie, cieszę się że nie muszę już tym dojeżdżać (kiedyś musiałam codziennie). Lipa to też jest w autobusie w korku... Dostaję wtedy ataku klaustrofobii, oblewa mnie zimny pot i mam ochotę zemdleć. A jeszcze lepsze są PKSy, do dziś nie moge zapomnieć dwóch podróży: jedna z Kościerzyny w fazie świstaka... Mialam minę jakby ktoś mi wsadził korek w tyłek

, druga z Kartuz po imprezie, jakimś cudem w niedzielę rano był korek przed obwodnicą, czyli kac, świstak (bo u mnie jak jest kac to zawsze sranko) i korek, cud że nie osiwiałam, ze stresu.