Jako "pasożyt", "intruz" mojego organizmu ją uznałam i tylko w kontekście mojej wypowiedzi on występuje, ktoś tu czegoś chyba nie rozumie. Teraz jest w cudzysłowiu więc mam nadzieję, że nikt więcej nie przekręci tego co napisałam.
Akceptacja jest zgodą, pogodzeniem się z losem, obecna sytuacją. Można chorobę zaakceptować.
Moim zdaniem są osoby które godzą się z losem i są które nie zaakceptują nowej sytuacji. Ale można dokonać wyboru, który nie musi oznaczać akceptacji. Chce żyć w miarę moich możliwości i będe się leczył- będe walczyć z chorobą, bądź nie i poddam się, co oznacza tylko jedną drogę.
Życie jest dla mnie cenniejsze, to świadomość że nie jestem sama, jest rodzina, znajomi, moje plany, marzenia, uczucia, ciekawość świata, siła wewnątrz jaką mam, osobowość, charakter one sprawiają, że dokonuje takiego wyboru. Ale nie oznacza to, że akceptuje wszystko co ma związek ze mną i moim otoczeniem. Nie mogę mówić, że akceptuję, godzę się z obecną sytuacją. Walczę każdego dnia z chorobą więc jak mogę mówić o akceptacji, tym bardziej że nie pogodziłam sie z choroba a dokonałam wyboru i muszę z tym żyć bo nie można jej ominąć.
Takie jest moje zdanie. Tak czuje i tak myślę.
Napewno jest łatwiej tym, którzy z czasem z pokorą przyjmują te zmiany i takich osób jest więcej
